HABIBI, TADŻIN, BABUSZ ;) *

RELACJA Z WYPRAWY PO MAROKU DLA ARCHITEKTÓW – 04-16.12.2013

trasa: Fez, Midelt, Rissani, Sahara – Merzouga, Wąwóz Todra, Wąwóz Dades, Dolina Dades, Ouarzazate, Ait Ben Haddou, Tizi n’Tichka, Marrakesz, Essaouira,

Pierwsza wycieczka zorganizowana wspólnie z portalem www.archimania.pl dobiegła końca w połowie grudnia i czas podzielić się wrażeniami. Oto relacja z tej niezwykle udanej wyprawy przedświątecznej dla architektów i osób branżowo oraz duchowo związanych z architekturą:

Dzień 1, 2, 3: Fez

Pierwsze trzy dni spędziliśmy w Fezie, w którym zwiedziliśmy jego starą część: Fes el-Bali (stary Fez), Fes el-Jdid (nowy Fez) i Mellah (dzielnicę żydowską) oraz nową: Ville Nouvelle. Na początku pojechaliśmy na punkt widokowy przy grobowcach Merynidów, by z góry podziwiać medynę, położoną w niecce, przypominającej miskę – środkowa, najstarsza część leży najniżej a młodsza wspina się stopniowo po okalających ją wzgórzach.

Następnie udaliśmy się do słynnych garbiarni skór Chouara, gdzie garbuje się je i maluje niezmienionymi od średniowiecza, tradycyjnymi metodami. Dla nas jest to widok jedyny w swoim rodzaju – podziw miesza się z niedowierzaniem i wręcz obrzydzeniem. Zapach jest często nie do zniesienia. Tradycyjnym składnikiem w kadziach jest np. gołębie łajno… Patrząc na robotników, zanurzających ręce i nogi w kadziach, zaczyna się doceniać swoją pracę. Kolejnym punktem programu była manufaktura ceramiki. Tamże zobaczyliśmy jak wyrabia się tradycyjne feskie naczynia oraz kolorowe mozaiki zellige (czyt. zelliż), z których następnie powstają skomplikowane dekoracje stołów, fontann, podłóg i ścian. Po południu zobaczyliśmy piękną szkołę koraniczną – medresę Bou Inania, drewniany zegar wodny i dziedziniec meczetu Al Karaouine oraz oczywiście kolorowy feski suk.

Następnego dnia zwiedziliśmy suk ze starociami, Fes el-Jdid oraz Mellah, czyli dzielnicę żydowską z szerszymi ulicami, luźniejszą zabudową i malowniczymi, drewnianymi balkonami. Na koniec dotarliśmy przed Pałac Królewski (Dar el-Makhzen) by podziwiać jego wspaniałe złote drzwi i ich, dekorowane mozaikami i stiukami, portale. Niestety reszta pałacu jest zamknięta dla zwiedzających. Część grupy poszła do muzeum sztuki marokańskiej Batha a reszta poświęciła czas na zakupy.

Ostatni dzień był luźny. Po południu zwiedziliśmy kolonialną i współczesną architekturę Ville Nouvelle.

Na naszej stronie www.babafrica.com przeczytacie więcej informacji o Fezie i obejrzycie jego zdjęcia.

 Morocco_trip_04-16.12_fez

Dzień 4: Fez – Merzouga na Saharze – camel trek do obozu Nomadów.

Czwartego dnia czekał nas najdłuższy przejazd w ciągu całej wycieczki. Pokonaliśmy ponad 500 km, co nam zajęło około 8 godzin. Należy nadmienić, że droga z Fezu na Saharę wiedzie przez Atlas Średni i Wysoki (czyli serpentyny, wspinanie się, często brak możliwości wyprzedzania itp.), równinę pomiędzy nimi i strefę subsaharyjską. Jest bardzo malownicza, krajobraz zmienia się dynamicznie i nie ma czasu na nudę. Mijane po drodze wioski i miasta pozwalają na obserwację mieszkańców. Cywilizacja zmienia się w egzotykę. Miejsca lasów cedrowych zastępują gęste gaje palmowe, oazy a na koniec nieskończone równiny półpustynne i pustynne, zwieńczone pomarańczową łachą piachu – Ergiem Chebbi – celem dzisiejszego dnia.

Po krótkim relaksie wyruszyliśmy na grzbiecie wielbłądów w głąb pustyni. Po około godzinnym trekkingu doszliśmy już w ciemności do naszego obozu. Ponieważ było zimno, skupiliśmy się w namiocie – świetlicy, zapełnionym już innymi turystami. Czas do kolacji upłynął nam na rozmowach, piciu wina i planowaniu biznesów 😉 Na kolację była pyszna, a co najważniejsze – gorąca zupa i tajine (czyt. tadżin) z kurczakiem i warzywami. A na deser mandarynki, które o tej porze roku są najlepsze. W dobrych nastrojach część grupy poszła spać a reszta uczestniczyła w części artystycznej – graniu na berberskich bębnach, śpiewach i refleksjach przy ognisku.

Morocco_trip_04-16.12_sahara

Dzień 5: Chillout na pustyni – Wąwóz Todra

Poranny trekking do hotelu zaczął się o wschodzie. Po drodze byliśmy świadkami powolnego wstawania słońca, które leniwie ozłacało swoim światłem kolejne wydmy, by po jakichś 40 minutach w końcu liznąć nasze zmarznięte ciała. Widoki były niesamowite, cisza, głębokie cienie i nasycone kolory tworzyły magiczny, niespotykany nigdzie indziej, świat. Każdy uczestnik wycieczki był zafascynowany pustynią.

W hotelu czekało na nas pyszne śniadanie, po którym się odświeżyliśmy, zmieniliśmy ubrania na lżejsze, gdyż słońce już przypiekało, i poszliśmy nad basen poleżakować 😉 To były kolejne bardzo miłe chwile, połączone z możliwością opalania się w grudniu!!!

Po południu zwiedziliśmy Rissani i ruszyliśmy do miejsca naszego noclegu w Wąwozie Todra. Po, jak zwykle, smacznej kolacji, udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

Morocco_trip_04-16.12_todra

Dzień 6: Wąwóz Todra – Wąwóz Dades

Zaraz po wczesnym śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie spektakularnego Wąwozu Todra, którego pionowe ściany mają ponad 300 m wysokości względnej. Jest to najpopularniejsze miejsce w Maroku do wspinaczki skałkowej a większość dróg wytyczyli tu… Polacy 😉 (nic dodać, nic ująć).

Wszystkim wąwóz bardzo się podobał a przydrożni sklepikarze też mieli z nas pociechę, gdyż zrobiliśmy spore zakupy chustowo – biżuteryjne 🙂 Na koniec weszliśmy na jeden z tarasów przydrożnego baru, by przy filiżance „cafe au lait” podziwiać widoki skał, wody i egzotycznej roślinności (np. drzewka granatowe i mandarynkowe).

Następnie udaliśmy się do Bumalne Dades, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad i krótkie zwiedzanie, przede wszystkim malowniczego suku. Byliśmy już u wylotu Wąwozu Dades. Przejazd do hotelu (ok 30 km) sprawił nam wiele radości, gdyż panorama rozpościerająca się za oknem była nieziemska. Kolejne punkty widokowe wprawiały wszystkich w niekłamany zachwyt. Zresztą sami zobaczcie:

Morocco_trip_04-16.12_dades

Dzień 7: Wąwóz Dades – Dolina Dades – Ouarzazate – Ksar Ait Ben Haddou

Dzisiejszy dzień to przejazd Doliną Dades, zwaną również Doliną 1000 Kasb. Jej pierwsza część, w poblliżu miejscowości Kelaat M’gouna zwana jest Doliną Różaną. To tu znajdują się plantacje bardzo pachnącej róży damasceńskiej, z której produkuje się aromatyczny olejek, wodę różaną, kremy i inne specyfiki. Zaopatrzyliśmy się w te dary natury i szczęśliwi pojechaliśmy na odkrywanie kasb. Pierwszą z kolei była kasba przepięknie położona na klifie i mająca wspaniałe widoki na okolicę. Obecnie jest to mały, klimatyczny hotelik z bardzo ciekawą architekturą i wyposażeniem. Wszyscy, architekci i nie tylko, byli naprawdę zachwyceni tym magicznym miejscem. Po krótkim relaksie i wypiciu „berber whisky” na tarasie, ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami były kolejne kasby i ksary.

I już w miejscowości Skoura (czyt. skura) zboczyliśmy z trasy, by zobaczyć piękną kasbę Amridil. Jej wizerunek zdobi rewers banknotu 50 dirham’owego. Przewodnik opowiedział nam historię kasby i kilka ciekawostek z nią związanych.

Po jakiejś godzinie ruszyliśmy w kierunku Ouarzazate, gdze zjedliśmy lekki obiad, po którym pojechaliśmy od razu do Ait Ben Haddou. Po zakwaterowaniu w naszym klimatycznym hotelu mieliśmy czas wolny na „nicnierobienie”. Po kolacji niektórzy udali się spać a inni puszczali lampiony, wprawiając tym w osłupienie miejscowych. W Ait Ben Haddou spotkaliśmy mojego dobrego znajomego Saida, który Morocco_trip_04-16.12_dades_valleytowarzyszył nam tego wieczoru i był, ze swoim pomarańczowym turbanem, nie lada atrakcją.

Dzień 8: Ksar Ait Ben Haddou – Tamedakhte – Tizi n’Tichka – Marrakech

Po śniadaniu ruszyliśmy na zwiedzanie ksaru, w kórym co chwila ktoś się zatrzymywał przy straganach i robił drobne zakupy. To zakupowe szaleństwo i mnie nie ominęło – kupiłam obraz z Berberką i berberski naszyjnik ;). kiedy się w końcu oswobodziliśmy ze „szpon” sprzedawców, weszliśmy na wzgórze, by stamtąd podziwiać malownicze krajobrazy okolicy i zobaczyć całe Ait Ben Haddou. Zbudowany z bloków pise ksar jest najpiękniejszym w Maroku i jedynym wpisanym na listę UNESCO

Po południu wybraliśmy się w krótką, aczkolwiek trudną, drogę do Marrakeszu, zwiedzając po drodze wisokę Tamedakhte. Wioska ta z przepięknymi kasbami (ruinami starej oraz odrestaurowanymi) jest przez turystów omijana. Leży jakieś 6 km za Ait Ben Haddou, więc z boku głównego szlaku. Niemniej jednak warto tam zajrzeć chociaż na chwilę, chociażby po to, by przejechać po starym drewnianym moście, który tak trzeszczy, że sprawia wrażenie, że się pod nami zapadnie… 😉

Przejazd krętą przełęczą Tizi n’Tichka (czyt. tizi ntiszka) zajął nam, z kilkoma postojami, kilka godzin. Nie obyło się bez przygód – choroby lokomocyjnej, lęku wysokości i ucieczki przed sprzedawcami… po jakichś 100 m okazało się, że nie ma w samochodzie jednej z uczestniczek wycieczki. Śmiechu było co niemiara, gdy przerażona „mamuśka” wyłoniła się zza straganów i czym prędzej do nas przypędziła.

Do Marrakeszu przyjechaliśmy już o zmroku. Zakwaterowaliśmy się w tradycyjnym riadzie i poszliśmy na kolację, składającą się głównie z zupy i lekkich sałatek. Marakeski riad wszystkim się bardzo podobał, niektórzy uznali go za najfajniejsze miejsce, w którym spędziliśmy noc podczas całej wycieczki.

Morocco_trip_04-16.12_aitbenhaddou

Dzień 9: Marrakech

Całodzienne zwiedzanie Marrakeszu zaczęliśmy od pałacu Bahia (dokładne wiadomości o pałacu i innych zabytkach przeczytasz na naszej stronie www > mista > Marrakech). Następnie zobaczyliśmy jak rzemieślnicy wykonują tradycyjne marokańskie lampiony i wsiedliśmy w dorożkę, która zawiozła nas wzdłuż murów medyny do Kasby, pod pałac królewski i na końcu do garbiarni skór. Stamtąd ruszyliśmy piechotą w kierunku muzeum Marrakeszu i medresy Ibn Jousef. W ich pobliżu zjedliśmy lekki obiad, składający się w głównej mierze ze smażonych ryb i frytek.

Następnie poszliśmy do ogrodu Majorelle, będącego do niedawna własnością francuskiego projektanta Yves Saint Laurent. Sam ogród, z niezliczoną ilością egzotycznych roślin, oraz magiczny kobaltowo-żółty dom wprawił wszystkich w zachwyt. Wieczorem udaliśmy się na kolację na plac Jemaa el-Fna, do największej, codziennie rozkładanej restauracji na świecie. Będąc w Marrakeszu, choć raz trzeba tuz zjeść – wrażenia zostaną na całe życie.

Morocco_trip_04-16.12_marrakech1

Dzień 10: Marrakech – Essaouira

Ostatnie pół dnia w Marrakeszu poświęciliśmy na relaks i zakupy na suku. Po południu ruszyliśmy do Essaouiry, podziwiając po drodze wspaniałe gaje arganowe. Przy jednym z nich spotkała nas przygoda. Zatrzymaliśmy się by pójść „za potrzebą”. Kiedy już rozlokowaliśmy się za drzewami, nagle z przeciwnej strony zobaczyliśmy 2 pasterzy zdążających do nas z kózką na ramieniu. Okazało się, że widząc turystów, postanowili zarobić, proponując zdjęcia z kozą… sytuacja dość komiczna, niech będzie przestrogą dla innych – w Maroku nawet rzekomo puste pole nie jest gwarancją spokoju 😉

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zakwaterowaliśmy się w pięknym 200-letnim domu, pochodzącym z czasów portugalskich, przekształconym z wielkim smakiem w hotel. Ów dom w formie małego riadu z patio w środku, był „wisienką na torcie” naszego wyjazdu. Spodobał się wszystkim tak bardzo, iż kolejne 2 wieczory spędziliśmy w nim razem – jedząc, rozmawiając i słuchając muzyki.

A propos muzyki… kropkę nad i tego wieczoru postawił jeden z uczestników wycieczki – Piotr. Ten uzdolniony wszechstronnie artysta zaczął śpiewać do podkładów muzycznych klasykę piosenki amerykańskiej, m.in. „Moon river”, „As time goes by” i inne. Wszystkie rozmowy natychmiast ucichły. Słuchaliśmy jak zaczarowani! Więcej o Piotrze dowiecie się tutaj.

Tego wieczoru czuliśmy się naprawdę wyjątkowo – piękne wnętrza i cudowna muzyka podziałała na nas baaardzo relaksująco 😉

(jeśli podoba Wam się ten dom i chcielibyście go wynająć, proszę do mnie napisać maila: bab-africa@hotmail.com; dom posiada 4 dwuosobowe sypialnie, 2 salony, kuchnię, 2 duże łazienki oraz 2 tarasy; jest wynajmowany na okres 1 tygodnia lub dłużej)

Morocco_trip_04-16.12_essaouira_dom2

Dzień 11: Essaouira

Śniadanie zjedliśmy na ciepłym, słonecznym tarasie. Było nam tak błogo, że nie chciało nam się wychodzić. W końcu jednak ruszyliśmy na zwiedzanie Essaouiry (czyt, essałiry), którą każdy odkrywał dla siebie indywidualnie. Miasto jest na tyle małe, że nie da się zgubić i na tyle urocze, iż warto po nim po prostu pochodzić, odwiedzając przy tym liczne sklepiki. Najważniejszym punktem programu jest wejście na mury obronne od strony portu i spojrzenie na miasto z ich perspektywy. Widok jest naprawdę piękny – port rybacki, zagięty horyzont oceanu, przybrzeżne skały i wyspy oraz biel zabudowy Essaouiry, tworzą malowniczą i oryginalną całość. Do tego przygrywa muzyka fal i głosy wszędobylskich mew. Bryza oceanu sprawia, że słońce wydaje się łagodniejsze. Essaouira to jedno z najpiękniejszych i najchętniej odwiedzanych miasteczek w Maroku.

Pożegnalna kolacja składała się z ryb, wina, serów i sałatek. Wycieczka dobiegała końca a my rozmawialiśmy o jej przebiegu, co się komu najbardziej podobało a co można by poprawić. Nikomu nie chciało się wyjeżdżać…

Morocco_trip_04-16.12_essaouira

Dla mnie osobiście wycieczka była bardzo miłym doświadczeniem. Pokazywanie Maroka Polakom i dodatkowo architektom jest bardzo przyjemne. Cała grupa była bardzo fajna i zgrana, można było rozmawiać na niemal wszystkie tematy. Poczułam się w ciągu tych 11 dni jak w Polsce. Dziękuję! I chętnie spotkam się z Wami raz jeszcze 🙂 Oczywiście na innej trasie. Serdecznie zapraszam !!!!!

Agata

Bab Africa Travel

* wyjaśnienie tytułu: na wielu zboczach Maroka można przeczytać hasło: „Allah, al-watan, al-malik”, co oznacza: „Bóg, naród, król”. Hasło to wyznacza, co jest ważne dla każdego Marokańczyka. Podczas naszej wycieczki wymyśliliśmy hasło zastępcze, bardziej odpowiadające naszym wesołym przygodom: „Habibi, tadżin, babusz”, czyli: „kochanie, marokańskie danie, tradycyjne obuwie”